Cześć Kochani!
Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję kredek
Goldfaber od Faber-Castell.
Jeżeli mam być z Wami szczera, te kredki namieszały mi trochę w głowie. Ale zaraz Wam wszystko wyjaśnię.
Zacznijmy od opakowania.
Osoby, które mają do czynienia na codzień z firmą Faber-Castell wiedzą, że co do kaset - przynajmniej tych metalowych bo z drewnianą nie miałam jeszcze do czynienia - nie ma się co przyczepić. Każde opakowanie kredek czy ołówków, które mam z tej firmy prezentuje się naprawdę dobrze. Metalowe kasety nie są wygięte. Mam tak w przypadku opakowania kredek Polycolor w zestawie ze skin tones, przez to opakowanie mi się nie domyka.
W przypadku metalowych kaset od FC podoba mi się jeszcze to, że są one matowe i przyjemne w dotyku...
tak, dokładnie, w dotyku.
Posiadam zestaw 48 kolorów, czyli ten największy.
Tak prezentuje się kaseta z przodu:
A tak z tyłu.
Na odwrocie mamy przedstawiony wygląd kredki oraz jej charakterystykę, a także wzornik kolorów jakie znajdują się akurat w tym opakowaniu.
Po otworzeniu, wita nas grafika przedstawiająca Faber-Castell'sches Schloss.
Czyli zamek rodu Faber-Castell.
Kawałek historii 📚
Początek marki Faber-Castell zainicjował w roku 1761 w Niemczech Kaspar Faber. Zrezygnował on wtedy z bycia stolarzem i postanowił, że zajmie się produkcją ołówków. Następnie w roku 1839 firma była pod kierownictwem barona Lothara von Fabera, który to był twórcą sześciokątnego ołówka i jako pierwszy zaczął oznaczać swoje produkty pod nazwą swojego zakładu.
Także możemy uznać, że produkty Faber-Castell były pierwszymi markowymi ołówkami na świecie!
To jak pierwszy iPhone tylko w świecie ołówków.
Ołówki te miały dokładnie określone standardy, przez co otrzymały opinie produktów wysokiej jakości.
Wnuczka barona von Fabera poślubiła hrabiego Aleksandra z rodu Castell-Rüdenhausen. Za zgodą króla Bawarii, stworzyli oni nowy ród - Faber-Castell.
Także jeżeli nie wiedzieliście to już wiecie skąd ten zamek na opakowaniach. To była po prostu chata producenta!
Pierwsza tacka ma po bokach dwie gumeczki, żeby było nam ją łatwiej wyciągnąć. Tacki nie są bardzo sztywne, ale ani razu nie wysunęły mi się z nich kredki.
A tak wygląda cała zawartość metalowej kasety.
Znajdziemy w niej dwie tacki po 24 kolory i broszurę w której między innymi mamy wzornik kolorów.
Opakowanie i design kredek są naprawdę miłe dla oka. Jestem przyzwyczajona do tego bardziej stonowanego i surowego, zielonego designu Faber-Castell, a tutaj dostajemy opakowanie w cieplejszych odcieniach.
Kredki mają okrągły kształt a na ich trzonku znajdują się oznaczenia kolorów. Dobrze leżą w dłoni.
Co do kolorów, podoba mi się, że jest dużo odcieni różu i fioletu. Ale jednak po przerzuceniu się z zestawu Polychromosów brakuje mi paru brązów do cieniowania twarzy.
W zestawie znajdują się także dwie metalizujące kredki - srebrna i złota. Po nałożeniu widać jak od światła odbijają się zawarte w nich drobinki. Nigdy nie byłam przekonana do tego typu kredek, ale akurat metalizującymi kredkami z tego zestawu można uzyskać delikatny efekt.
Poniżej zobaczycie zrobiony przeze mnie wzornik kolorów. Kolory są żywe. Mogą sprawiać trochę wrażenie ,,niekryjących". I właśnie tutaj zaczyna się moja historia z tymi kredkami. Mogę z czystym sumieniem uznać je za ,,dziwne". Ponieważ to jak się zachowują zależy od papieru jakiego do nich użyjemy. Do wzornika akurat użyłam papieru technicznego firmy Canson.
Na tym zdjęciu widać próby blendowania kredek Goldfaber.
Przy pierwszej próbie nakładałam każdy odcień po kolei, a następnie próbowałam całość pokryć najjaśniejszym kolorem. Kredki się pylą dlatego jeżeli staramy się pokryć daną kredką większą powierzchnie po prostu się ona ściera i zaczyna pylić. Następnie robią się plamy na kartce, a na dodatek nakładanie kolejnej warstwy ściera te poprzednie. Nie wygląda to zbyt dobrze.
Zrobiłam również porównanie czarnych i białych kredek. Kredki Goldfaber wcale nie wypadają tak źle w porównaniu z innymi. Porównałam je także z kredkami z wyższej półki, takimi jak Polychromos i Prismacolor.
Moje prace wykonane kredkami Goldfaber
Na tym rysunku miały być oczy pięciu wybranych przeze mnie YouTuberek. Pierwsza para należy do Agnieszki Grzelak. Do rysunku wykorzystałam papier Strathmore Drawing.Na tej parze oczu się skończyło. Kredki ze mną nie współpracowały, zaczęły wydrapywać poprzednie warstwy, a nawet kartkę.
Groot ze Strażników Galaktyki
na papierze Strathmore Toned Tan 118g/m²Na papierze Toned Tan kredki zachowywały się trochę jak pastele w kredce. Ładnie się na siebie nakładały. Biała kredka przykrywała poprzednie kredki co dało mi ciekawy rezultat. Kredki na spokojnie przykrywały ołówek.
Stwierdziłam, że dam tym kredkom drugą szansę i chciałam narysować nimi portret Bestii z Tytanów. Poniżej próba połączenia kredek Goldfaber z papierem Strathmore Bristol 270g/m². Jest to bardzo gładki papier. Kredki zaczęły się pylić. Mimo podłożenia kartki pod rękę, robiły się plamy w miejscach gdzie nie powinny! Kredki słabo kryły i na dodatek zaczęły zdrapywać poprzednie warstwy. Źle się nakładały, nie chciały się blendować. Rysunku nie dokończyłam.
Aby przybliżyć wystarczy jak klikniecie w zdjęcie.
Aby przybliżyć wystarczy jak klikniecie w zdjęcie.
Podjęłam się kolejnej próby portretowej kredkami Goldfaber tym razem na papierze technicznym Canson 190g/m². Zrezygnowałam jeszcze wcześniej niż przy pierwszej.
Szybki speed drawing z rysowania babeczki na YouTubie:
Sama do końca nie wiem co myśleć o tych kredkach. Nie mogę uznać je za złe, ponieważ na papierze Toned Tan rysowało mi się nimi rewelacyjnie i z przyjemnością. Nie są one stworzone po prostu do portretów. Może to kwestia tego, że za dużo od nich wymagam. Na co dzień rysuje portrety kredkami Polychromos, w których przejścia kolorów są jak marzenie i może ciężko przerzucić mi się na inne kredki. Gdy próbowałam użyć ich do portretu, ich nieposłuszeństwo zniechęcało mnie do pracy. A przecież rysowanie ma być przyjemnością.
Dodatkowo
Po nieudolnych próbach narysowania portretu kredkami Goldfaber. Stwierdziłam, że po prostu nie jest nam pisana współpraca na tym polu. Dlatego dla pocieszenia narysowałam jeszcze jeden rysunek na papierze Toned Tan.
Mermaid Cupcake
wzorowana na zdjęciu znalezionym na Pintereście. Jest tam tego multum.
Szybki speed drawing z rysowania babeczki na YouTubie:
Cena/gdzie kupić
Zestaw 48 kredek Goldfaber od Faber-Castell, który przedstawiłam Wam w tej recenzji złapiecie w cenie 159,99 (klik).
Z tej edycji dostępne są również w tej samej cenie kredki Aqua czyli kredki akwarelowe (klik).
Recenzję kredek Goldfaber Aqua możecie zobaczyć u Artopolosis.
Jeżeli chcielibyście je przetestować nim kupicie największy zestaw, Złoty Internetowy Sklep Faber-Castell ma w swoim asortymencie mniejsze zestawy w metalowych kasetach oraz w piórniku. Dostaniecie również wybrane kolory na sztuki.
Z kodem NIEZDECYDOWANAKAJA macie 10% rabatu na wszystkie produkty, nawet te już objęte promocją
Podsumowanie
Sama do końca nie wiem co myśleć o tych kredkach. Nie mogę uznać je za złe, ponieważ na papierze Toned Tan rysowało mi się nimi rewelacyjnie i z przyjemnością. Nie są one stworzone po prostu do portretów. Może to kwestia tego, że za dużo od nich wymagam. Na co dzień rysuje portrety kredkami Polychromos, w których przejścia kolorów są jak marzenie i może ciężko przerzucić mi się na inne kredki. Gdy próbowałam użyć ich do portretu, ich nieposłuszeństwo zniechęcało mnie do pracy. A przecież rysowanie ma być przyjemnością.Dodatkowo
- Na każdym papierze ciężko było wymazać te kredki nawet gumką do kredek od Artistick.pl.
- Parę razy złamał mi się rysik w kilku kredkach. Najlepiej strugać je temperówką na korbkę. Ja mam taką temperówkę z firmy Derwent. Idealnie się nadaje.
- Szybko się zużywają. Po tych paru rysunkach została mi 1/3 brązowej kredki.
Na pewno nie rzucę ich w kąt i nie zostaną zapomniane. Będę się dzielić z Wami moimi próbami.
Trzymajcie kciuki.
Cheers!
Bardzo dobre spostrzeżenia odnośnie tych kredek, dzięki wspomnienie o mojej recenzji <3
OdpowiedzUsuń